Ostatnio obiecałam, że następny post będzie
kaligraficzny. W pracy, którą dziś pokazuję samej kaligrafii nie ma za dużo, bo
napis jest jeden i to krótki. Na zajęciach ze SKRYBUSA razem z całą grupą
robiliśmy wspólny projekt - Ewangeliarz na Boże Narodzenie. Chcę Wam pokazać
fragment tegoż a dokładniej kartę, którą przygotowałam. Ku mojemu przerażeniu
dostałam do zrobienia jedną ze stron tytułowych, a co się z tym wiąże zostałam
zmuszona do namalowania miniatury. Muszę przyznać, że dla mnie malowanie to
zawsze była trauma i nie jestem dobra w te klocki. Nie miałam wyboru, bo w dniu,
w którym dzielono zadaniami spóźniłam się na zajęcia i do zrobienia zostały
tylko karty z miniaturami. No, ale jak to mówią - kto późno przychodzi...
Parę słów o tym jak takie coś powstaje. Musimy wiedzieć,
co trzeba umieścić na stronie i jak to ma wyglądać. Na szczęście nie musiałam
sama wymyślać miniatury, która miała być na stronie zamieszczona - bo to by
było ponad moje siły i umiejętności. Dostałam wydruk obrazka, który miałam
umieścić na stronie. Jak już wiemy, co ma być na karcie to zabieramy się
do jej projektowania. Trzeba na brudno rozrysować rozmieszczenie inicjałów, miniatur i tekstu. Napis kilkakrotnie przepisać na różne sposoby, żeby było
wiadomo jak to może wyglądać (tu do napisania nie było za wiele). Początkowo
chciałam zrobić napis w jednej linii z jednym inicjałem, ale stwierdziłam, że
to jakoś głupio wygląda. Zmieniłam koncepcję i od razu mi się spodobało. Jak
już wiedziałam, co gdzie ma być na stronie to zabrałam się za projektowanie
inicjałów - no i to jest jedno z tych miejsc, które teraz bym chętnie
poprawiła. Pierwotnie miały one wyglądać inaczej, ale podczas złocenia wyszło, że wzór wyszedł dosyć skomplikowane i musiałam go uprościć. Jak mamy zaprojektowane inicjały to trzeba wszystko naszkicować na
czysto na karcie. Następny etap to nakładanie złota (w moim wypadku było to nakładanie
szlakmetalu). Po tym zaczynamy nakładanie kolorów, to trochę jak zabawa z
kolorowankami w przedszkolu. Aczkolwiek dobór kolorów jest nieco bardziej
skomplikowany niż wybór odpowiedniej kredki. Malowałam tuszami
KOH I NOOR takimi jak na zdjęciu. No i żeby dobrać odpowiedni odcień to trzeba
mieszać kolory.
Jak nałożymy kolory to do końca pracy już niedaleko. Zostaje nam do zrobienia jedna rzecz - malowanie konturów. Na cały obraz, na wszystkie szczególiki nakładamy czarny, cienki kontur. Trzeba bardzo uważać, bo jednym niepewnym ruchem, możemy sobie zepsuć to co przez wiele godzin powstawało. Praca w moim wykonaniu wygląda tak.
W kilku miejscach widać marszczenia na papierze - tak to jest jak ktoś
ma wrazidlatego kota. Na szczęście mój strącił czysty pędzel, jednak był
on mokry i chlapnął mi na kartkę wodą. A wyszłam tylko na chwilę do
toalety.
napis
miniatura
Stresa miałam przy tym malowaniu i wiem, że jest sporo miejsc do poprawy, ale kartka już poszła więc nic więcej nie zrobię. Spodobało mi się złocenie. Chociaż jak pozłociłam to paca wyglądała nieciekawie, ale jak została domalowana reszta obrazka to całość nabrało wyrazu. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia bezpośrednio po złoceniu. Może następnym razem, jak znowu coś będę robiła to pokażę poszczególne etapy pracy. Jeszcze jedna rzecz - strasznie trudno się fotografuje taką pracę ze złoceniami. Złoto jest położone jako tło w miniaturze i w inicjałach. Na miniaturze poza tłem jest złoto jeszcze w kilku miejscach co jednak słabo widać. Za to w inicjałach w ogóle nie widać, że to złoto jest. Koleżanka, która zbiera Ewangeliarz w całość będzie go jeszcze dokładnie fotografowała - może jej się uda uzyskać ciekawsze zdjęcia. Księga ma być oprawiona w skórę. Jak dostanę pełną fotograficzną dokumentację to Wam pokażę.
Na dziś tyle - dziękuję za wszystkie komentarze i zapraszam do dalszego komentowania.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz