Dziś nietypowo będzie i zupełnie nie rękodzielniczo. Będę się chwalić - a co wolno mi. Zacznijmy od tego, że w tym roku w czerwcu stuknęłam mi 40. No niby nie ma się czym chwalić, ale co mi tam. Wiecie faceci po czterdziestce mają różne kryzysy i kupują sobie wtedy sportowe auta. Ja niby mam prawo jazdy, ale od kilkunastu lat nie siedziałam za kierownicą. Dla tego na urodziny odmojego małżonka dostałam elektryczny jednokołowiec - Airwheel. Teraz pomykam sobie na nim do pracy. Muszę powiedzieć, że początki nie były łatwe. Jakby zliczyć czas nauki to w sumie jakieś cztery dni się uczyłam jeździć, ale pomiędzy nimi musiało być kilka dni przerwy, żeby siniaki na łydkach się wyleczyły.
To nie jest pierwsze zetknięcie z zabawką. Tu jak widać udaje mi się przejechać już ze dwa metry. Pierwszy raz to była walka o to by w ogóle się utrzymać na kółku.
Z każdym dniem było co raz to lepiej. Już chyba koło trzeciej czy czwartej próby zaczęło mi się podobać. Na początku byłam trochę przerażona, że mąż się na prezent wykosztował, a ja nie dam rady na tym jeździć. Zawzięłam się i dało radę. Tu już jeżdżę tylko jeszcze z zakręcaniem jest problem. Wtedy próbowałam ćwiczyć kręcenie ósemek między dwoma latarniami i uwierzcie to nie była łatwa sprawa. Jak udawało mi się skręcać w prawo to w lewo już niekoniecznie. No i widać, że jeszcze bardzo "pomagam" sobie rękami. :)
No a potem zaczęłam jeździć do pracy. Taka codzienna jazda to najlepsza metoda na nabieranie wprawy. No i teraz już sobie całkiem śmiało pomykam.
Małżonek kupił sobie drugie kółko i teraz oboje jeździmy sobie do pracy. Jest to idealna alternatywa dla miejskiej komunikacji. Nie ma problemu z korkami a w razie załamania pogody można złożyć stopki, wziąć do ręki i wsiąść do autobusu...
Jak Wam się podoba taka zabawka?
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz